Nocą bolszewicy wysyłali pod linie małe oddziały strzelców wyborowych które budziły całe oddziały likwidując wartowników. Najczęściej zaspani żołnierze strzelali na oślep dzięki czemu dywersanci spokojnie się wycofywali. Dwa razy wyruszył ku nim oddział jazdy, ale w oby przypadkach dostał się pod ogień km'ów wroga ponosząc spore straty. I tak do rana, choć kawaleria była teraz ostrożniejsza. Po wschodzie słońca na przedpolu leżało zaledwie 15 trupów komunistów, za to prawie czterdzieści rosyjskich.
Dzień minął na strzelaniach artyleryjskich po raz kolejny. Noc identyczna jak poprzednia. Znowu strzelcy i wymiana ogniowa. Tym razem jednak przygotowano flary oświetlające, co zmusiło bolszewików do prowadzenia ognia z oddali. Kiedy obudzono obsługi rosyjskich miotaczy min i zaczęły one pracę ostrzał ustał zupełnie. W dzień, ku zaskoczeniu obrońców było spokojnie. Tuż po zmroku pułkownik wysłał oddział zwiadowców po tzw. "języka"
Żołnierze lawirując pomiędzy strażami, a niektóre po cichu likwidując dotarli do chaty w której przebywał sztab kompanii. Porwali pierwszego znalezionego z odznakami oficerskimi i wycofali się do siebie mając jedynie kilku rannych w. wymianie ognia przy odwrocie.
Przesłuchiwany zeznał że bolszewickie dostawy amunicji dochodzą nieregularnie, a jeśli dochodzą to zmniejszone. Stąd można wysnuć logiczny wniosek że na wrogich tyłach działa partyzantka. Podczas odpytywania pojmanego rozległ się przeczący temu głos Boga Wojny, ale był to ostrzał niezbyt celny, co wzbudził podejrzenia białych. Nagle od morza usłyszano dźwięk silników i po chwili dźwięk ośmiu wybuchów torped. Momentalnie zaczął się zanurzać jeden z niszczycieli. Trafienia otrzymał także kolejny niszczyciel i lekki krążownik. Pozostałe jednostki natychmiast wyruszyły w pościg za atakującymi. Te które były najbliżej tonącego ruszyły na pomoc. Udało się dopaść dwa z czterech kutrów. W czasie walki inna jednostka japońska otrzymała jedno trafienie.
Tym czasem bolszewicy rozpoczęli szturm ostateczny. Nikt nie zamierzał się cofać. Cesarscy żołnierze zafundowali przybyszom twarde powitanie wszystkim co mieli. Czerwoni odwdzięczali się tym samym. Przez pewien czas trwała wymiana ognia. Atakujący posuwali się bardzo powoli, skokami każdy okupiając sporymi stratami. W okopach prawdziwe piekło: nie było litości. Zabijałeś. albo ginąłeś. Bolszewicy wdarli się do miasta ale tam każdy kto żyw bił czerwonego. Wobec tak zdecydowanego oporu siła ataku stopniała. Atak we dnie powtórzono jeszcze trzy razy. Zupełnie bezskutecznie.. W całym dniu czerwoni atakując bez pamięci stracili 11 tysięcy zabitych i rannych. Biali niespełna 3 tysiące